czwartek, 27 maja 2010

Rura cyklistów

Wiadomo powszechnie że za wszystko odpowiadają " żydzi, masoni i cykliści " Nie jest to oczywiście " prawdą oczywistą " jak mawiają niektórzy politycy. Dla nich to " Oczywista oczywistość ' i bynajmniej nie chodzi tu o prawdę. W tym poście nie będzie o " żydach i masonach ". Tych pierwszych szanuje ale tak naprawdę niewiele o nich wiem. Dzieki fantastycznemu blogowi Bobe Majse ( dzięki serdeczne Olu i pisz dalej ) wiem coraz więcej. O masonach podobnie oprócz tego że są winni wszystkiego tuż za żydami ale przed cyklistami. I właśnie tymi ostatnimi chce się zająć. Bo sam jestem cyklista. Co prawda ostatnio bez swojego głównego narzędzia do przemieszczania się, mam nadzieję tylko na pewien czas. Ale cyklistą się czuje. I właśnie cykliści w moim kochanym mieście mieli obchodzić wielkie święto. Otóż ma być otwarta pierwsza w Polsce kładka rowerowo piesza przez Wisłę łącząca Kazimierz z Podgórzem. Kiedyś za babci Austrii staniał tam most. Później go zlikwidowano a obok postawiono most Piłsudskiego. Pozostała tylko ulica Mostowa. I właśnie tam, chyba ze trzy lata temu postanowiono wybudować kładkę. Długo to trwało, jak ciąża mocno przenoszona, ale wreszcie około lutego zaczęto montować przy brzegu wielką, ogromniastą rurę. To pałąk który miał podtrzymywać kładkę. Budowę kilkakrotnie fotografowałem. Ostatnio w piątek 14 maja. Siedziałem na barce , piłem piwo i patrzyłem jak radośnie buduje się piękna kładka. I w najczarniejszych myślach nie przyszło mi do głowy że dwa dni będzie to jeden z newralgicznych punktów walki z powodzią. Wielka rura i kładka stanowiły ogromne zagrożenie gdy przyszła Wielka Woda. Fotografowałem heroiczny bój strażaków, pracowników, straży miejskiej  o utrzymanie rury aby nie porwała go woda. W mieście stawiano zakłady, porwie nie porwie, przewróci się nie przewróci. Ale tak naprawdę do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy co by się stało gdyby nastąpiło Wielkie Bum. Na szczęście do tego nie doszło. Kładka się ostała. a cykliści dziękują. Bo jakby popłynęła to tak jakby popłynęły marzenia wszystkich tych którzy oczyma wyobraźni jechali już ta kładką. I jest to namacalny dowód ze cykliści nie są winni wszystkiemu. A na pewno nie tej powodzi.

Kładka na dwa dni przed powodzią. Trwała radosna budowa. Ja siedzę pije piwo a oni budują...











Trzy dni później nie było już tak radośnie. Zaczęła się bitwa o utrzymanie kładki...














Kładkę uratowano. Ale ogrom wykonanej pracy i groza wysokiej wody widać było dopiero jak opadła Wisła...










P.s  Kładka będzie się nazywała BERNADKA  !  Tyż piknie  !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz