wtorek, 26 marca 2013

Tragedia na Balicach czyli....

.... katastrofa torta. Wczoraj  w porcie lotniczym Air Port Kraków wydarzyła się najprawdziwsza katastrofa samolotowa. Aż dziw bierze że do tej chwili nic o tym nie mówią publikatory czyli tzw. media. Widzę że muszę się zająć tą sprawą  ja , mimowolny świadek tragedii. Ale zacznę najlepiej od poczatku. 

Od samego rana przy jednym z wejść dla pasażerów kłębił się tłumek. Raz to aby popatrzeć na specjalną bramę " balonowa " raz to zobaczyć czy nie ma coś do wypicia za zupełną darmochę. Okazja niebywała bo linia Alitalia ( ta od Papieża ) otwierała ponownie bezpośrednie połączenie z Rzymem utracone kilka lat temu ( zapewne z powodu zmiany Papieża ) 


Koleżanka Ula nasza przemiła przewodniczka po skomplikowanych zawiłościach lotniczych cały czas z adrenaliną przy uchu ...


Dla gości i pasażerów było przygotowane spumante .. takie za 4,99. Kryzys, kryzys obowiązuje też we Włoszech...


Głównym jednak bohaterem oprócz oczywiście samego samolotu było jego odzwierciedlenie w... torcie


Minuty oczekiwania przedłużały się. Samoloty latały stadami...



... kobiety w pięknych toaletach denerwowały się...


... wreszcie niespodziewanie z boku milczkiem pojawił się on samolot linii Alitalia...


.. wśród spotersów wielkie poruszenie : będzie można fotografować pasażerów przy wyjściu...


... ale " porzućcie próżne nadzieje " jak powiedział pewien sekretarz kardynalski na pytanie o pochówek prezydenta na Wawelu, było jak zawsze od tyłu czyli jak komentowano w zeszłym tygodniu nieszczęsny mecz " miało być tak pięknie a wyszła dupa Koseckiego "


 Nam pozostał niemy bohater tych chwil czyli tort samolotowy na tle samolotu...


 nasz bohater był noszony...


... przenoszony...


...wożony...


...jeszcze raz noszony...


... aż wreszcie trafił na swoje miejsce pod silnikiem ...


... i kiedy my zajmowaliśmy się robieniem zdjęć oficjeli...


... przesympatycznej załodze...


... przemiłemu kapitanowi samolotu...


... i pięknej stewardesie...


... jakaś zorganizowana grupa ( bo przecież w pojedynkę nie było by to możliwe ) zeżarła pół samolotu.... i o zgrozo całe Sukiennice  !!!


... to był prawdziwy cios. Prawdziwa tragedia na lotnisku. Nie było żadnych oznak wybuchu, żadnych możliwości kradzieży torta, ba nie było żadnej brzozy : Po prostu Tort musiał być zeżarty !!!


Zażądaliśmy zwrotu połowy wraku samolotu aby przebadać go na okoliczność zeżarcia ( może zostały jakieś ślady DNA albo trotylu zgoła ) i zawieźliśmy smętnie do hangaru na dalsze zeżarcie...


... a nad Balicami dalej latały samoloty jak opętane...



... a pasażerowie napompowani spumante za 4,99 zasiedli na pierwszy lot od kilku lat bezpośrednio z Krakowa do Rzymu

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz