poniedziałek, 7 marca 2011

Klasztor

Prawie czterowiekowa historia alwernijskiego klasztoru wydawać się może mało atrakcyjna niejednemu turyście, pielgrzymowi bądź wielbicielowi „starych dziejów”. Być może za krótka? Za mało krwawa? Za mało wojen, emocji, skandali? A jednak musi być w niej coś wyjątkowego. Skąd taki wniosek? Wysnuwam go za innymi entuzjastami badania historii klasztoru i miasta Alwerni, którzy jednomyślnie wręcz podkreślają niezwykle trudne warunki w jakich powstawał i rozwijał się konwent wraz z towarzyszącą mu osadą. Spoglądając na Alwernię z perspektywy czterystu lat należy stwierdzić, że jej istnienie i prosperowanie jest Bożym cudem. Jak to możliwe, że malutki klasztor na peryferiach prowincji bernardyńskiej, zawsze najbiedniejszy, rzadko regularnie wspierany przez dobroczyńców, mimo spadających na niego klęsk przetrwał do dziś? - tyle słowo wstępne na stronie Bernardynów a Alwerni Jakuba Biela.  Niestety  będą potrzebne teraz regularnego wsparcia wiernych. Ten biedny XVII wieczny klasztor dzisiejszej nocy dopadła klęska ognia. Całą noc blisko 300 strażaków walczyło o uratowanie klasztoru i kościoła. Udało się uratować całe wnętrza klasztorne i kościelne z cudownym obrazem. Nie udało się uratować dopiero co nowych dachów kościoła i zabudowań. Zawaliła się tez wieża kościelna - ta mniejsza. I tak jak z wielkim mozołem budowano ten klasztor teraz pewnie z jeszcze większym mozołem trzeba będzie go odbudować. Ale  Bracia są zapewne twardzi i zahartowani w życiu.  I tak jak pisali w słowie wstępnym ten Cud Boży zapewne i teraz się zdarzy.

Pożar XVII wiecznego Klasztoru Bernardynów w Alwerni 07.03.2011 r.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz