sobota, 24 stycznia 2015

Chaszcze, Kopiec, i poniedziałkowy dół....

... czyli po kilku latach wracam na Aleje Waszyngtona. Kiedyś za młodu moich chłopaków, mój ulubiony teren na spacery z nimi. Pakowaliśmy manatki, ja brałem biegówki ( były takie czasy ) Jola plecaczek i hajda na ersatz górkę.  Tamte czasy minęły, jak minęły widoki jakie widzieliśmy. Można by rzec że w ogóle życie minęło. Potem oczywiście wielokrotnie bywałem w tamtym rejonie ale już nigdy nie miałem takich wspomnień jak w latach 70 -80  tych.
Tym razem wybraliśmy się w  dość paskudny dzień sobotni, na niebie chmury i smog, deszcz wisiał w powietrzu....

Start jak przystało na Salwatorze tuż koło " Zielono mi " i w górkę...


Kaplica św. Małgorzaty i św. Judyty niewzruszenie stoi jak stała od stuleci...


Gorzej z otoczeniem kościołem Najświętszego Salwatora. Bazgroły niestety dotarły i tu....


Na szczęście ten widok z cmentarza Salwatora jest niewzruszony....


Drzewa na Alei stare i piękne...


 Dotarliśmy pod Kopiec. Stamtąd obowiązkowo widok na Kraków. Jeszcze dycha ( widok ) ale jak tak dalej pójdzie zdechnie. Jeszcze gdzieniegdzie między szparami teleobiektywem można coś zobaczyć


Zwraca uwagę nowy element  w widoku. To budowa spalarni. Pewnie jak będzie lepsza widoczność będzie jak na dłoni. Tutaj majaczy na górze w lewym rogu ...


W 1977 roku robiłem te zdjęcia spokojnie standardem swoim Zenitem E. Jak widzimy pół Krakowa zabawiało się na śniegu jeżdżąc na nartach, sankach i rożnych innych częściach ciała. Wystarczyło że właściciele porzucili działki, nikt nie pilnował utrzymywania a gmina zabroniła ( i dobrze ) stawiania tam czegokolwiek   Dzisiaj przejście tamtędy jest po prostu niemożliwe.

Na tym zdjęciu tłumy na Błoniach a poniżej na wzgórzach pod Kopcem...


To była naprawdę ogromna frajda pod Kopcem Sam jako dzieciak tam chodziłem a później z naszymi chłopakami. Szkoda tego miejsca...


Tutaj to samo w szerszym kontekście. Już widać że samosieje zaczynają opanowywać teren.  Dzisiaj te zdjęcia są nie do wykonania...


Na kopcu zaskoczyła nas praca jaka wykonywana jest wokół samego fortu. Trwa odrestaurowywanie i prace melioracyjne przy murach fortyfikacji.




I jak widzimy dookoła Kopca powstał w przeciągu 100 lat las samosiejek. I niech tak pozostanie. Ale oczywiście trzeba nad tym panować , trzeba wycinać stare i zmurszałe drzewa zagrażające licznym krakowianom którzy tam chodzą bardzo często...





To znany wszystkim krakowianom karmnik dla ptactwa przy Alei...



I teraz dochodzimy do sedna sprawy którą wczorajszego dnia została poruszył Michał w Gazecie Wyborczej. Samosiejki. Przyznaję rację Michałowi że wycinka ( ewentualna ) w pobliżu Kopca tylko po to żeby był widoczny z dołu a i z góry żebyśmy mieli widoki nie wchodzi w rachubę. Drzewa tworzą swoista barierę dla Kopca która nie powinna zniknąć. Ale to co dzieje się na Alei dla mnie nie jest do zaakceptowania.  To już nie są samosiejki. To chaszcze które tworzą plątaninę krzaków, chabazi, samosiejek brzóz i innych drzew.  Jak w horrorze w którym roślinności pożera powoli ludzi. W lecie zaręczam kiedy wszystko zarasta listowiem jest jeszcze gorzej. Jak tak dalej pójdzie alejka zarośnie kompletnie.





A teraz jest rok 1977. Ta sama Aleja Waszyngtona...
Widzimy paciorki krakowian spacerujących zapewne w którąś z niedziel Alejką. Naokoło pola uprawne na których siało się zboże, sadziło ziemniaki i inne bulwy. A my mieliśmy naprawdę piękne miejsce do spacerów. Po 1989 kiedy przyszła wolność, przyszły również zakazy, nakazy, kapitalizm, kasa i biznes. Nikomu z właścicieli działek przestało się tam opłacać cokolwiek uprawiać bo i po co. Nawet dopłaty unijne nie pomagają. Wiec ziemia leży odłogiem Wiadomo że deweloper nie przyjdzie a właściciel w zasadzie oprócz posiadania tego skrawka nie ma nic. I tak to leci niestety.     



A zapewniam może być inaczej . Oto Bracia z Bielan wydzierżawili swoją ziemię, która latami leżała odłogiem, zakrzaczona, porośnięta chabździami i samosiejkami. W dwa dni właściciele winnicy Srebrna Góra przygotowali stok pod uprawę winorośli. I zapewne za rok będziemy szli Aleją z widokiem na winnicę.




A spacer zakończyliśmy jak to bywa w tamtym rejonie na Poniedziałkowym Dole. 


Aleja Waszyngtona. 17.01.2015 r.

piątek, 23 stycznia 2015

Złoty Beduin....

.... tak od kilku dni powinniśmy wołać za Rafałem Sonikiem quadowcem zwycięzcą najtrudniejszego z rajdów czyli D A K A R U.  Po siedmiu latach startów, ciężkiej pracy, przeciwności losów, walce z lokalnymi zawodnikami, stanął na pierwszym miejscu podium wśród quadowców na dodatek z wielką ponad kilkugodzinną przewagą nad konkurencją.
Nikomu z zawodników to zwycięstwo się należało tak jak jemu.  Jest zawodnikiem kompletnym. Nie narzeka, nie opowiada głupot na konferencjach, nie wypomina nam wszystkim ile to pieniędzy wydał a trenować nie ma gdzie, zajął się własną karierą i kieruje nią tak jak biznesem. Planowo i z niezwykłą  konsekwencją. Oprócz biznesów które prowadzi od, jak powiedział, nastoletnich lat, ma jeszcze niezwykły dar zjednywania sobie ludzi i jeszcze większy dar komunikatywności z nimi. Swój sukces w biznesie nie roztrwania na jakieś idiotyczne luksusy, "rojsrojsy"czy inne zachcianki człowieka bogatego. Za to co zarobi prowadzi swoją karierę zawodniczą oraz zajął się filantropią. Jego wspieranie Siemachy, dzieciaków tam będących,  jest naprawdę godne najwyższej pochwały.  Pomaga im, zawsze o nich mówi. jest prawdziwym ambasadorem tej organizacji. Na Dakarze jego jedyną reklamą na kasku było serducho WOŚP i właśnie logo Siemachy.  A wychowankowie odwdzięczają mu się pamięcią i niezwykłym dopingiem gdziekolwiek się pojawia. Dzisiaj na Rynku Głównym kilkuset wychowanków prawie zadusiło swojego idola. A on w pewnym momencie prawie że utonął w ich objęciach.
Rafał wjechał na Rynek Floriańska. Okrążył go dwa razy po czym w towarzystwie ogromnego aplauzu dymów i konfetti wjechał swoim zwycięskim quadem na scenę. Ale nie byłby sobą gdyby tą radosną imprezę nie rozpoczął od wspomnienia Dakarowca, motocyklistę i krakowianina Michała Hernika, który zapłacił najwyższą cenę za swe marzenia. Zmarł z wycieńczenia organizmu na jednym z etapów. Na prośbę Rafała kilkaset osób stało w milczeniu w ten sposób wspominając Marka.

Powitanie zwycięzcy Dakaru Rafała Sonika  23.01.2014 r.

" Pierwszy raz widzę Kraków na pomarańczowo powiedział Rafał ubierając swoje gogle, po czym ruszył z pod Bramy Floriańskiej...
















... ze Zwierzynieckim Makinem....