niedziela, 30 maja 2010

Bitwa

Tegoroczna Bitwa na Poduszki na Rynku Głównym zmusiła mnie do zastanowienia się nad trudną pracą fotoreporterów jak i nad  wpływem ulotnego puchu na niezwykłą aktywność naszej kochanej przez nas wszystkich, funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Najpierw to drugie. Bitwa rodziła się w bólach. Najpierw katastrofa ( akurat w dzień bitwy ) potem żałoba, potem długi weekend na koniec powódź. Czas nie do zabawy. Jednak co się odwlecze to nie uciecze.  Po zeszłorocznej bitwie blisko kilkuset osobowej grupy, skrzykniętej przez internautów,  którzy przez 15 minut naparzali się poduchami zostawiając na Rynku kompletne pobojowisko w postaci puchu pokrywającego Rynek Główny w wysokości 30 cm na całej powierzchni,  w tym roku nasi funkcjonariusze SM postanowili działać. Powiedzmy sobie szczerze. Skoro potrafili się skrzyknąć przez internet nie zawiadamiając o tym władz mogli również skrzyknąć się na hasło "jedna poducha - jeden worek pierza " aby burdelu na Rynku nie zostawiać. No i nasi funkcjonariusze w postaci swojego rzecznika, nomen omen nazywającego się Michał Anioł ( przecież pierze dla niego to normalka ) w piątek przestrzegał " Będziemy surowo karać mandatami a nawet opornych zatrzymywać."  Jak powiedzieli ustami rzecznika tak zrobili. Wsparci patrolami policyjnymi doprowadzili młodych do stanu nerwowości. Uprzedzając że będą mandaty i zatrzymywania, wydawało się że bitwa nie dojdzie do skutku. Ale tylko przez moment. Jedno uderzenie , jedna szarża i poooooo...szło.
I tu drugi wątek tego postu. Otóż patrząc na pracę mojej koleżanki Kamilki i kolegi Miśka ( oczywiście koleżeństwo po fachu ) oraz z tuzina " Majek " w żeńskim i męskim wydaniu, stwierdzam że jesteśmy bardzo ofiarni. Nie patrząc na znój, brud i pierze, nie bacząc na cenny sprzęt rzucamy się w wir walki z hasłem na ustach " Wszystko dla wolnej prasy !!!
Popatrzmy na Kamilkę ( to ta waleczna w kraciastej koszuli ) .....



W wirze walki dziewczyna walczyła jak lwica na te swoje 10 zł od sztuki,  a tak wyglądała w chwile po...



 Jak widzimy Kamilka jest nawet zadowolona ( nie wiemy czy z pieniędzy czy faktu ze przeżyła).
A teraz kolega Misiek walczący  z pierzem i poduchami ramię w ramię z Kamilą. A ten biały puch  to nie poducha tylko plecy kolegi Miśka....

   

A zaraz zobaczymy ze fotoreporter na polu bitwy nie jest jakąś świętą krową z napisem " Press " na plerach. Też zdrowo obrywa...


Ale z miny Miśka na następnym zdjęciu wnoszę że robi zapewne za większą kasę...



Jak widzicie koledzy i koleżanki się poświęcają, walczą nie dbając o swój sprzęt i nie marudzą że " wykonują świetną, nikomu nie potrzebną robotę " jak co poniektórzy z nas.  A trzeba wam wiedzieć, że bitwa to była niewąska. Poduchy latały jak samoloty bez litości dla zabytków świętego miasta ...







Mylił by się ktoś myśląc że bitwa to tylko latające poduchy. To pierze, pióra, puch i co tam jeszcze można włożyć  do poszewki. Różna gęstość i różna konsystencja...




No ale jak to się mówi wszystko ma swój koniec to i bitwa dobiegła po półgodzinie końca. A kiedy opadł kurz bitewny zaczęło się sprzątanie aby nie płacić mandatu .
Tu sprzątamy w awersie....


i to samo w rewersie ....


 Były również próby spania w puchu na Rynku...


Jeśli możemy nazywać to spaniem... Zauważyłem również pewne konflikty przy zbieraniu pierza...


Nie wiem o co chodziło ale z min wnoszę  że były to zdania zasadnicze.
Najważniejsza była jednak zabawa i nikt nie zaprzątał sobie głowy policją i SM. Na przekór Michałowi Aniołowi rzecznikowi.



P.s  Fotoreporterom mandatów nie wręczono. A ponoć suma przekroczyła 1650 zł. Obłowili się w imię prawa, pierza i bitwy na poduchy. Do zobaczyska na następnej.

czwartek, 27 maja 2010

Rura cyklistów

Wiadomo powszechnie że za wszystko odpowiadają " żydzi, masoni i cykliści " Nie jest to oczywiście " prawdą oczywistą " jak mawiają niektórzy politycy. Dla nich to " Oczywista oczywistość ' i bynajmniej nie chodzi tu o prawdę. W tym poście nie będzie o " żydach i masonach ". Tych pierwszych szanuje ale tak naprawdę niewiele o nich wiem. Dzieki fantastycznemu blogowi Bobe Majse ( dzięki serdeczne Olu i pisz dalej ) wiem coraz więcej. O masonach podobnie oprócz tego że są winni wszystkiego tuż za żydami ale przed cyklistami. I właśnie tymi ostatnimi chce się zająć. Bo sam jestem cyklista. Co prawda ostatnio bez swojego głównego narzędzia do przemieszczania się, mam nadzieję tylko na pewien czas. Ale cyklistą się czuje. I właśnie cykliści w moim kochanym mieście mieli obchodzić wielkie święto. Otóż ma być otwarta pierwsza w Polsce kładka rowerowo piesza przez Wisłę łącząca Kazimierz z Podgórzem. Kiedyś za babci Austrii staniał tam most. Później go zlikwidowano a obok postawiono most Piłsudskiego. Pozostała tylko ulica Mostowa. I właśnie tam, chyba ze trzy lata temu postanowiono wybudować kładkę. Długo to trwało, jak ciąża mocno przenoszona, ale wreszcie około lutego zaczęto montować przy brzegu wielką, ogromniastą rurę. To pałąk który miał podtrzymywać kładkę. Budowę kilkakrotnie fotografowałem. Ostatnio w piątek 14 maja. Siedziałem na barce , piłem piwo i patrzyłem jak radośnie buduje się piękna kładka. I w najczarniejszych myślach nie przyszło mi do głowy że dwa dni będzie to jeden z newralgicznych punktów walki z powodzią. Wielka rura i kładka stanowiły ogromne zagrożenie gdy przyszła Wielka Woda. Fotografowałem heroiczny bój strażaków, pracowników, straży miejskiej  o utrzymanie rury aby nie porwała go woda. W mieście stawiano zakłady, porwie nie porwie, przewróci się nie przewróci. Ale tak naprawdę do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy co by się stało gdyby nastąpiło Wielkie Bum. Na szczęście do tego nie doszło. Kładka się ostała. a cykliści dziękują. Bo jakby popłynęła to tak jakby popłynęły marzenia wszystkich tych którzy oczyma wyobraźni jechali już ta kładką. I jest to namacalny dowód ze cykliści nie są winni wszystkiemu. A na pewno nie tej powodzi.

Kładka na dwa dni przed powodzią. Trwała radosna budowa. Ja siedzę pije piwo a oni budują...











Trzy dni później nie było już tak radośnie. Zaczęła się bitwa o utrzymanie kładki...














Kładkę uratowano. Ale ogrom wykonanej pracy i groza wysokiej wody widać było dopiero jak opadła Wisła...










P.s  Kładka będzie się nazywała BERNADKA  !  Tyż piknie  !