poniedziałek, 22 grudnia 2014

Cocker.....

..... czyli moja fascynacja muzyczna od lat wczesnej młodości, nie żyje. Dzisiaj cały internet mieli tą informację od późnego popołudnia. Strasznie mi przykro bo to druga moja fascynacja muzyczna która umiera tuż przed świętami I to dokładnie tego samego dnia. 22 grudnia odszedł Grzesiek Ciechowski.  Zawsze taka informacja przed Wigilią , Świętami Bożego Narodzenia ścina z nóg. Choć przecież w te dni  jak i inne, ludzie umieraja.
Nie podano przyczyny śmierci artysty. Ale jego zycie było tak niezwykle intensywne ze w zasadzie powodów mogło byc wiele. Jednak informacja zaskakiwała. nie było wczesniej informacji o chorobie czy innych problemach.
 Były plany aby ponownie przyjechał do Krakowa. Bo Joe Cocker był w Krakowie. Zapewne ci młodsi zastanawiają się gdzie do cholery zaśpiewał skoro nie było Areny . No właśnie. Miejsce absolutnie nietypowe i zupełnie do tego nie nadające się. Stadion Wawelu.
Tuż przed koncertem zwaliła się burza. Krótka ale bardzo intensywna. Deszcz spowodował kompletne zalanie murawy stadionu. Idąc tam zastanawiałem się jak zorganizują ten koncert. Jak ludzie wejdą na murawę, no i co z wodą. Okazało się że koncert nie dość że w dziwacznym miejscu to jeszcze niezwykle dziwacznie zorganizowany. Główna publika miała siedzieć na trybunie zadaszonej. Starej trybunie pamiętającej początki XX wieku.  Jedna z niewielu takich drewnianych trybun w Polsce. Scena była ustawiona na przeciwko częściowo na bieżni częściowo na murawie. Przed nią ustawiono rzędy krzeseł dla vipów i bogatszych klientów których stać było na bilet Reszta stadionu i murawy puste. Widok niezwykły Na murawie tylko scena i kilka rzędów krzeseł a wokoło zielona murawa. Pamiętam że pytałem organizatorów a co z tymi co chcą się trochę poruszać , potańczyć ? Popatrzyli jak na wariata : nie ma takiej możliwości na ostatni kawałek wpuścimy ludzi bliżej. Efekt był taki że ci z trybun mieli niezły dystans do sceny aby coś zobaczyć. No ale przyjechali tutaj dla muzyki a nie na tańce wiec siedzieć i nie narzekać.
Na murawie pełno wody. Pamiętam że buty w środku lata ( sierpień ) były kompletnie przemoczone.
Czekaliśmy na artystę do zmroku. Liczyliśmy na jakieś ekstra zdjęcia ale było tak szczelnie że nie było sposobu na cokolwiek. Koncert trwał niecałe dwie godziny. Mnóstwo starych znanych przebojów trochę młodej muzyki. Cocker znakomity w ogóle nie było czuć upływających lat. No może aranżacje inne niż trzydzieści lat temu ale równie energetyczna muzyka jak wtedy. Na dwa ostatnie kawałki ludzie z trybun podbiegli do sceny. Ale murawa, błotko skutecznie zahamowały szaleństwo. Nastąpiły jeszcze ze dwa bisy i było po Cockerze. Świetny występ. To takie moje spełnienie młodych lat było a na dodatek mogłem zdjęcia robić.
Strasznie żal że to koniec. Dzisiaj pewnie Cocker zasługiwałby na Arenę. Trzynaście tysięcy fanów słucha
mojego ulubionego With A Little Help From My Friends i wszyscy szaleją. No niestety to ju się nie stanie. 

Panie, Panowie !!!
Joe Cocker na stadionie Wawelu  13.08.2007 r.

A do oglądania zdjęć włączcie sobie  With A Little Help From My Friends Joe Cocker rok 1969 Woodstock. Moim zdaniem najlepsze....

















 




    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz