niedziela, 11 grudnia 2011

Lampiony....

wolności w ilości 1000 sztuk wzbiły się w niebo nad krakowskimi Błoniami. Pierwszy dla Alesia Bialackiego wiezionego dzięki polskiej i litewskiej prokuraturze na Białorusi. Trochę to obrzydliwie wygląda. Najpierw pomagamy Białorusinom zamknąć Alesia a potem mu balony wypuszczamy. Ale stało się i przynajmniej za każdym razem przepraszajmy. Lampiony organizatorzy postanowili wypuścić około 17. Jak dla mnie troszkę za późno, bo najlepsza pora to tuż przed całkowitym zmierzchem. Wtedy niebo granatowe i wygląda to wszystko dla fotografii pięknie. Później to już tylko czarna dziura. No ale przecież lampiony nie latają dla fotografów. Generalnie było pięknie. W pewnym momencie w powietrzu było lampionów kilkaset robiąc duże wrażenie na oglądających. Jeszcze większe wrażenie robił kierowca autobusu na którego to dach ( owego autobusu ) spadł z żywym ogniem jeden z lampionów. Biedny ten kierowca z chyżością antylopy wskoczył na dach autobusu i własnymi kończynami złorzecząc ugasił w zarodku ogień. Później z równą chyżością skierował się do pobliskiego Toy Toya. Kiedy pierwszy szał lampionów opadł,  oglądającym pokazał się widok niezwykły. Część lampionów osiadła na pobliskie drzewa tworząc surrealistyczny widok gołych drzew z białymi plamami wielkich zdechłych owoców. Nie miałem juz sił na czekanie co dalej i jak poradzą sobie organizatorzy ze sprzątaniem z drzew lampionów. Bo pomocna była by tylko straż pożarna.

Lampiony Wolności nad Błoniami. ( a w zasadzie w czarnej dziurze )  10.12.2011 r.

  














 

2 komentarze:

  1. nie poradzili nic, zdechłe liście nadal wiszą, a przynajmniej wisiały dziś ok. 14 jak spacerowaliśmy

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam słowa przedmówczyni, wczoraj około czternastej "wielkie zdechłe owoce" wisiały dalej na drzewach. Co do całego wydarzenia, to warto było w nim uczestniczyć i jako osoba fotografująca i jako uczestnik. Gratuluję ciekawych ujęć.
    Pozdrawiam Jano

    OdpowiedzUsuń