czwartek, 4 października 2012

Greg Marinovich....

... w Pauzie w Naszej Ukochanej Konserwie. Śniadanie prasowe zorganizowano z okazji wernisażu w owej Pauzie wystawy fotograficznej Grega " Cyrk Warszawski " Cykl czarno białych zdjęć z Warszawskiego cyrku  zrobił w 1992 roku a więc w rok po otrzymaniu nagrody Pulitzera. Czyli w najgorętszym okresie kiedy to działał " Bang Bang Club ". Nieformalne bractwo czterech fotoreporterów z RPA, którzy w zmieniającym się na naszych oczach świecie, fotografowali, właściwie tak można to nazwać, wojnę domową w RPA. A on znalazł czas aby w tym okresie w Warszawie fotografować cyrk. Zdjęcia ukazują właściwie tą druga mniej znaną stronę cyrku. Tą bez cekin, kolorowych strojów tresury a bardziej pokazując pot, trudy, i ciemniejszą stronę tego zawodu. Dzisiaj nie wiem czy mógłby takie zdjęcia zrobić. Działają chyba dwa cyrki a zawód cyrkowca zlał się jak zawód fotoreportera z wieloma innymi zawodami ( chociażby sportowymi ) i właściwie nie wiadomo kto cyrkowiec a kto fotoreporter. Myślę że jego pobyt w Warszawie w ten najgorętszy czas przemian w RPA miało związek z chęcią zmiany tego co się robiło. Fotografowanie konfliktów wojennych nie jest proste. Ja to widzę na podobieństwo do fotografowania stanu wojennego. Tyle że w stanie wojennym jak złapali cie z aparatem to Cie spałowano a w najgorszym razie trafiłeś do pierdla. Ich w RPA policja się nie czepiała,  natomiast strzelali do nich wszyscy  z każdej strony. Bo fakt że jesteś dziennikarzem był niewygodny dla obu stron, a poza tym skąd mieli wiedzieć żeś fotoreporter.  Ale nie tylko wystawa sprowadziła do Polski Grega. To również promocja jego książki " Bractwo Bang Bang " w tłumaczeniu Wojtka Jagielskiego którą to książkę napisał wraz z Joao Silvą.  Pisałem o tym bractwie w swoich postach o Kenie Oosterbroeku, Kevinie Carterze i Joao Silvie. Książka ma w pewnym sensie odbrązowić postacie z bractwa wokół których narosło wiele legend opowieści więcej wymyślonych mniej prawdziwych. Na jej podstawie zrobiono też film który jak sam mówi niewiele ma wspólnego z książką oprócz pewnych zapisów faktograficznych. Film to po prostu obrazki , książka to trudna opowieść o ich życiu i pracy.  W ogóle Greg to przesympatyczny człowiek nawiązujący błyskawicznie kontakt z ludźmi i co mi się bardzo podobało gość w seledynowych skarpetkach za które nie wiedzieć czemu przepraszał fotoreporterów. Spotkanie trwało ponad dwie godziny. Pytań mnóstwo.Przyszedł kwiat młodych i starych fotoreporterów i dziennikarzy zafascynowanych ich historią. Bardzo, bardzo się cieszę że któryś z młodych zadał to pytanie : Jakie rady dał by Pan młodym ludziom startującym w tym zawodzie  ??? I odpowiedz : Nie rób tego  !!!!!  

To dzięki nim w pauzie pojawił się On...

      
Greg Marinovich...





... Greg okazał się przemiłą bardzo sympatyczną osobą...



... podpisywał wszystkim co chcieli, dla mnie książkę...


... a Oli też książkę...


... czasami na kanapce siadła legenda obok legendy...


... Greg opowiadał i odpowiadał...




... przepraszał nie wiedzieć czemu za seledynowe skarpetki...


... a na koniec wyjął coś na kształt aparatu i zrobił z nami filmik...


... no i specjalnie  na " MOJĄ "  zaznaczam MOJĄ prośbę zrobił KW z książką  za co mu piękne dzięki !!!



Greg Marinovich w Pauzie  04.10.2012 r.

1 komentarz: