Prawie czterowiekowa historia alwernijskiego klasztoru wydawać się może mało atrakcyjna niejednemu turyście, pielgrzymowi bądź wielbicielowi „starych dziejów”. Być może za krótka? Za mało krwawa? Za mało wojen, emocji, skandali? A jednak musi być w niej coś wyjątkowego. Skąd taki wniosek? Wysnuwam go za innymi entuzjastami badania historii klasztoru i miasta Alwerni, którzy jednomyślnie wręcz podkreślają niezwykle trudne warunki w jakich powstawał i rozwijał się konwent wraz z towarzyszącą mu osadą. Spoglądając na Alwernię z perspektywy czterystu lat należy stwierdzić, że jej istnienie i prosperowanie jest Bożym cudem. Jak to możliwe, że malutki klasztor na peryferiach prowincji bernardyńskiej, zawsze najbiedniejszy, rzadko regularnie wspierany przez dobroczyńców, mimo spadających na niego klęsk przetrwał do dziś? - tyle słowo wstępne na stronie Bernardynów a Alwerni Jakuba Biela. Niestety będą potrzebne teraz regularnego wsparcia wiernych. Ten biedny XVII wieczny klasztor dzisiejszej nocy dopadła klęska ognia. Całą noc blisko 300 strażaków walczyło o uratowanie klasztoru i kościoła. Udało się uratować całe wnętrza klasztorne i kościelne z cudownym obrazem. Nie udało się uratować dopiero co nowych dachów kościoła i zabudowań. Zawaliła się tez wieża kościelna - ta mniejsza. I tak jak z wielkim mozołem budowano ten klasztor teraz pewnie z jeszcze większym mozołem trzeba będzie go odbudować. Ale Bracia są zapewne twardzi i zahartowani w życiu. I tak jak pisali w słowie wstępnym ten Cud Boży zapewne i teraz się zdarzy.
Pożar XVII wiecznego Klasztoru Bernardynów w Alwerni 07.03.2011 r.
Pożar XVII wiecznego Klasztoru Bernardynów w Alwerni 07.03.2011 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz