wtorek, 3 lipca 2012

Dzień ostatni....

.... Włochów w Wieliczce zapewne należał do najbardziej męczących. Nie dość że musieli grać w finale, nie dość że zerwali 4 gole w plecy, nie dość że musieli wylać morze łez na murawę w Kijowie to na dodatek nie mieli spokoju do wyjazdu. Najpierw o wpół do czwartej rano ( ludzie , ludzie !!!!  Kto nie śpi o tak chrześcijańskich porach !!!! ) nieludzko zmęczeni wróciwszy do Wieliczki,  musieli stawić czoła blisko 400 fanom którzy z pochodniami, ogniami sztucznymi, orkiestrą dętą witali ich jakby to oni wpakowali Casiliasowi  cztery gole a nie Hiszpanie Buffonowi. Nie wzięli chłopcy pod uwagę że u nas od trzydziestu lat jest tradycja witania piłkarzy jak zwycięzców śpiewając " nic się nie stało " choćby przerżnęli wszystko co było do przerżnięcia ( vide EURO 2012 ) Później spokojnie nie mogli się udać na zwykłą ludzką popijawę na smutno nad losem swym,  bo natychmiast jakieś paparuchy odkryli a to że Balotelli w Hotelu Niebieskim a inny w " Zamkowej " Na dodatek powrót z imprez też ciężki bo wszędzie zagrodzone, ani dziury, ani przejścia i trzeba było przejść przez bramę a tam od szóstej rano ( ludzie kiedy wy śpicie   !!!! ) już sterczeli z piłkami, podkoszulkami, plecami,  rekami, kartkami byle podpisywać. No i podpisywali.  Ale przyszła jak to się tradycyjnie mówi " Kryska na Matyska " Najpierw mieli wyjść do tłumu o 14 i rozdawać autografy. Słońce praży, wszyscy już podgotowani a co poniektórzy ugotowani. Po czternastej wrócił trener z konferencji a o wpół do trzeciej cała ekipa hotelu już wyszła się żegnać. Wynieśli jakieś stare prześcieradło na którym wydziergali pożegnanie, ale od strony oczekujących na piłkarzy nie było dane odczytać. I teraz nastąpiła ta " Kryska na Matyska " Piłakrze nie wyszli do kibiców. Nie dawali autografów, nie bratali się nie fotografowali nie przybijali piątki. Oczywiście natychmiast wśród tłuszczy wytłumaczenie : są śmiertelnie zmęczeni. No śmiertelnie pewnie tak, ale czy po meczu czy wczesnoporannych eskapad to już nie zostało sprecyzowane. Faktem jest że piłkarze z wysokości pomachali rękoma ( co poniektórzy ), wszyscy odetchnęli z ulgą że jest wśród nich Balotelli i że Włosi nie podrzucili nam " Dużego Dziecka " na wychowanie wieczne, po czym wsiedli do autokaru i w ogólnym wrzaski, pisku, płaczu machań czym kto miał wyjechali.
I tak zakończył się ten ostatni dzień wicemistrza Europy we Wieliczce. Chyba nie zrozumieli że Wieliczanie zakochali się w nich miłością nieodwzajemniona przez nich. że gotowi byli oddać im Kopalnie że przez następne sto lat w Wieliczce będzie tylko włoskie żarcie, ze wszyscy z irokezami  i że w ogóle Forza  Italia  !!!   
Tylko żeby wyszli do nich. Ale nie zrozumieli. Nie wyszli.

Włosi w Wieliczce. Ostatniego dnia. 02.07.2012 r.

Łowcy stali już od szóstej rano...


... oprócz tego że przez najbliższe sto lat w Wieliczce tylko włoskie żarcie to jeszcze wszyscy z irokezami...


... upał stępił nawet ochronę...  


... a na głowy oczekujących rzucała się już tylko piłka


... najpierw jednak powroty piłkarzy. Tutaj Federico Balzaretti i Salvatore Sirigu usiłują wrócić " po angielsku.. " 


... Salvatore ocenia ilu ich jest...


... Nie udało się Trzeba przeforsować fanów...

  
... Tłum oczekujących gęstnieje


 ... ale media spokojnie. Tutaj dystyngowanie czeka na cokolwiek TVN...


... Polsat bardziej nerwowo ponad głowami faluje...


... tłum już osiągnął apogeum...


... no i zaczęli wychodzić do autokaru.  Szczęśliwie odnaleziony Mario dzwoni pewnie do banku żeby stwierdzić ile w ostatnich godzinach przepił...


... następuje akt pożegnania z prześcieradłem...


... no i pozostaje pomachać ręką. Tu załoga w spokoju....


... a tu z piskiem, wrzaskiem, machaniem i czym tam jeszcze...



... Odjechali. I to był ostatni namacalny akt EURO 2012 w Polsce !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz