czwartek, 3 lutego 2011

Bang Bang Club

W dzisiejszym Dużym Formacie Wojtek Jagielski pisze o Bractwie Pif - Paf. Piękny tekst dedykowany Krzyśkowi Millerowi który od długiego czasu usiłuje wyleczyć się z nabawionego lata temu w pracy fotoreportera wojennego, stresu bojowego. Wraz z innymi fotoreporterami na początku dekady lat 90 wielokrotnie wyjeżdżał w rejony konfliktów. Znana nam wszystkim maksyma mówiąca " ze jeśli nie jesteś zadowolony ze zdjęcia, to tylko znaczy ze nie byleś wystarczająco blisko " doprowadziło niejednego na skraj życia a wielu tą granicę przekroczyło. Bractwo Pif - Paf o której pisał Jagielski to grupa kilku młodych ludzi którzy całkowicie poświecili się jednej pasji - fotografowanie wojny. Historia zdarzyła się na początku dekady lat dziewięćdziesiątych kiedy to po z górą 350 latach walił się apartheid jeden z najgorszych systemów społeczno - politycznych wymyślonych przez człowieka. Światkami tego co się tam działo byli oprócz aktorów po obu stronach sceny - fotoreporterzy. Dziennikarzy piszących nie było. A jak byli to głęboko z tyłu za plecami fotoreporterów. Chłopcy założyli nieformalne Bractwo Bang - Bang. Należało ich kilku. Zapraszali z rzadka tylko z góry wyselekcjonowane znane im tylko osoby. Jednym z nich był Peter Andrews chłopak który pracował w Polsce ( i pracuje do dzisiaj ) dla Reutera.
Wszyscy byli młodzi i nieprawdopodobnie zmobilizowani do pracy którą ukochali. Tak bardzo że nie zauważyli kiedy ta ukochana przez nich praca odwróciła się przeciw nim. Film nakręcony na podstawie powieści napisanej przez dwóch głównych bohaterów " Bang Bang Club " wejdzie na ekrany na wiosnę. Zapewne w naszym środowisku będzie niezły dym. A dzisiaj koniecznie jeśli macie to przeczytajcie, jeśli nie macie poszukajcie pięknego tekstu Wojtka Jagielskiego. A Krzysztofowi życzę zdrowia i równowagi.

" Bang Bang Club " reż. Steven Silva





Kevin Carter i jego zdjęcie sępa czającego się nad umierającą z głodu malutką murzynką. Zdjęcie legenda. Zdjęcie w które wpatrzony każdy młody człowiek ogarnięty manią fotografowania, chciałby zrobić. Ale niewielu wie że zdjęcie było jednocześnie przekleństwem Kevina. Przekleństwem które doprowadziło go do samobójstwa. Nie jednego w Klubie Bang - Bang. Nie mógł znieść dociekliwych pytań co stało się z dzieckiem ze zdjęcia, nie potrafił brać do reki aparatu bo za każdym razem wydawało mu się że musi robić tylko takie zdjęcia z sępem. Nagroda Pulitzera za to zdjęcie doprowadziło go do śmierci.

Kevin Carter. Sudan, marzec 1993 r. Sęp.

7 komentarzy:

  1. To bardzo piękny i wzruszający teksty pełen dramatyzmu ludzi i fotoreporterów. To też jest tekst o fotografii prasowej, która wtedy jeszcze była fotografią, jak dla mnie, wyselekcjonowaną, dobraną, wypatrzoną wręcz po mistrzowsku. Fotograf miał bowiem film zamiast matrycy więc skupiał się na budowaniu kadru oczami swojej wyobraźni często czekając na dogodny moment z narażeniem życia.
    To też jest artykuł o granicach: Utrwalać dla pamięci dla ludzkości, czy pomagać??

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam w necie...

    "Czy Carter powinien pomóc dziewczynce dojść do punktu żywnościowego? Z pewnością – nic go to nie kosztowało. Co z tego, ze fotografował jedną z tysięcy ofiar głodu. Futomaki rzucił bardzo trafnym krótkim opowiadaniem z morałem, w odniesieniu do tego zdjęcia:

    As the old man walked the beach at dawn, he noticed a young man ahead of him picking up starfish and flinging them into the sea. Finally catching up with the youth, he asked him why he was doing this. The answer was that the starfish would die if left until the morning sun.

    „But the beach goes on for miles and miles and there are millions of starfish,” continued the other. „How can your efforts make a difference?”The young man looked at the starfish in his hand and then threw it to safety in the waves. „I made a difference to that one,” he said

    Mądre słowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mądre słowa tylko niestety nie rozwiązują one problemu w jaki wplatał się Carter robiąc to zdjęcie. Jego późniejsze tłumaczenia, bo oczywiście po nagrodzie natychmiast mu zarzucono że nie pomógł dziecku, było jak pisze sam Jagielski bardzo mętne. Mało tego. Sam mówił że czekał dość długą chwilę z robieniem zdjęcia bo czekał aż sęp rozłoży swoje skrzydła. Wtedy klimat zdjęcia byłby bardziej groźny. Dopiero po chwili zrobił zdjęcie i pobiegł po przyjaciela aby pokazać mu to miejsce. Po powrocie sępa nie było. Potępiając jednak Cartera za zrobienie tego zdjęcia wpadamy jednak w ogromne pokłady hipokryzji, demagogii i pewnej myślowej schizofrenii. Bo zdjęcie kiedy przedostało się do mediów nikt nie zadawał pytań natury moralnej tylko rozpływały się nad niezwykłością kadru. Zdjęcie wykorzystywały największe w świecie agencje i gazety. Było ono w tamtym czasie wizerunkiem największych fundacji i kampanii dotyczących walki z głodem w Afryce. A wiec było potrzebne. I zapewne pomogło w walce z głodem. Tylko Carter nie mógł się pogodzić z oskarżeniami i wielkością tego co zrobił. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość iż sytuacja w jakiej się znajdował była rzeczywiście anormalna. Wokoło pełno umierających i on w zasadzie sam. Jestem przekonany że większość z nas sama by nie wiedziała jak się zachować. Trzeba pamiętać ze był to rok 1993 bez komórek, komputerów, kontaktów i telefonów satelitarnych. Był sam.

    Ale przypowieść Futomakiego bardzo mi się podobała. Tyle że niestety strasznie wyidealizowana. Tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, jego zdjęcie finalnie zrobiło dużo dobrego i także uważam za hipokryzję potępianie autora. Równie dobrze można potępić tych, którzy za to zdjęcie przyznali nagrodę.
    Carter popełnił samobójstwo nie tylko z powodu tego wydarzenia (o ile w ogóle możemy rozstrzygać, z jakiego powodu ktoś odbiera sobie życie). Zostawił bodaj list pożegnalny...

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż w mojej skromnej ocenie fotoreporter jest osobą utrwalającą sytuacje i nie ingerującą na bieg zdarzeń... bo i czemu??. To jednak jest niezmiernie trudne, człowiekiem zawsze targają wewnętrzne emocje i sprzeczności. O ile sobie przypominam, to James Nachtwey był w podobnej sytuacji, kiedy biegł za grupą rozszalałych ludzi ścigających z maczetami, pałkami, za człowiekiem, którego chcieli zabić.....i tak też się stało. Nachtwey cały czas rejestrował zdarzenie do momentu kiedy zaprotestował - chciał pomóc uratować człowieka. Na jego oczach poderżnięto skatowanemu gardło...
    Mógł sam równie dobrze stracić życie i nikt nie zobaczyłby nigdy zdjęć z tej dramatycznej chwili gdzieś w Indionezji.
    To są sytuacje analogiczne do tych które przeżywa żołnierz na polu walki, tyle że na tym polu walki jedyną bronią fotografa jest aparat i to on walczy o pokazanie tego co złe, tego co trudne, tego czego wielu ludzi nie widzi, bo żyje w swoich ciepłych domach gdzieś w Europie czy Ameryce Północnej. Stres i obrazy są wryte w pamięć.... Dla wielu są one częścią życia, widzą je, ale żyją. Są też inni którzy nie potrafią się zamknąć w skorupie i nie potrafią pogodzić się z widzianym dramatem ludzi.... umierają odbierając sobie życie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Temat o którym piszesz Zatoichi i przykład który dałes jest swietnym przykładem dla tego co robili chłopaki z Bang bang Clubu. Joao Silva w momencie zastrzelenia Kena Oosterburkea nie za bardzo wiedział co ma robic czy ratowac czy fotografować. Na filmie widac jak zobaczywszy że Kena juz podnosza do samochodu zrobił kilka zdjec które zreszta sa umieszczone w moim poscie. To zachowanie póżniej sciagneło fale krytyki na temat zachowania nie tylko Joao ale również innych obecnych w tym wydarzeniu fotoreporterów i kamerzystów. Jednocześnie nikt nie myslał że jakakolwiek interwencja faceta z aparatem mogła by skutkowac tylko kilkoma strzałami wiecej. W fotorepportera.
    Bobe ! Znalazłem w necie gdzieś jakiś tekst ( a raczej jego fragmentów ) listu Cartera i brzmiało to mniej więcej tak :" Jestem załamany. Bez telefonu, bez pieniędzy na czynsz i na alimenty. Prześladują mnie żywe obrazy zabitych i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci. Odszedłem i jeśli będę miał szczęście, dołączę do Kena. " Śmierć Cartera została od razu przypisania wydarzeniom związanym z Kenem Oostreburkem. Ale tak naprawdę to była związana głównie z psychiką Kevina. To był taki lekkoduch bardzo zamknięty w sobie, nadużywał alkoholu, narkotyków. Przeciwieństwo swojego guru Kena. I myślę że bardziej to ( psychika ) było przyczyną samobójstwa niż śmierć Kena.

    OdpowiedzUsuń
  7. Samobójstwo niestety to wypadkowa sytuacji i zdarzeń, którym osoba poddaje się w momencie kiedy jest przekonana, że nie ma już rozwiązania dla problemów z jakimi się boryka.

    OdpowiedzUsuń