piątek, 31 grudnia 2010

Lepszego.....

Z narażeniem życia i ze śmiercią w oczach Artyści Kabaretu Loch Camelot i ich przyjaciele, krakowianie, dwie Japoneczki oraz piszący te słowa wdrapywali się dzisiaj na niezwykle oblodzony Kopiec Kraka. Wychodząc każdy pomagał sobie czym mógł. Król Kazimierz Dyrektor mieczem, Motylica ( podobno wątrobowa ) pięknymi skrzydłami, Japoneczki z chichotem drobnymi rączętami. Znalazł się też znany krakowski aktor A.R który wspomagał sobie w wejściu wiosłem o pięknym żółtym kolorze.  Po dziesięciu minutach, dwoma zjazdami na tyłku wystyrmałem się na wierzch tego kurhanu Królów, a wszystko po to aby z artystami zbratać się z pierwszymi ziemianami którzy właśnie około 13 na Wyspach Fidżi zaczęli Nowy Rok. Jak się okazało oczywiście już wcześniej bo około 11 na Oceanie Spokojnym na archipelagu Kiribati podobno wystrzeliły szampany ale uznano że nie wiadomo jakie i czy w ogóle wystrzeliły a poza tym nikt nie znał żadnego Kiribatyjczyka nawet dwie 2 Japoneczki i Motylica ( podobno wątrobowa ). Uznano więc że pierwsi Polacy obchodzą Nowego na Wyspach Fidżi. I z nimi Kazimierz Dyrektor wznosząc Toast poprosił o kontakt telepatyczny i myślowy. Jego wspaniała mowa, aczkolwiek dosyć skomplikowana myślowo dla 2 Japoneczek ( szczególnie w temacie Tulei pozostawionej w Kopcu )  wymusiła na wszystkich łzy wzruszenia i pojednania. I dawajże życzyć sobie wszystkiego co dusza zapragnie a najczęściej padało słowo " LEPSZEGO..."  oczywiście tego Nowego. Po mowie i łzach przyszedł czas na saluty i petardy. A było ich na tyle że pewnie cała nasza Szacowna Konserwa Królewska słyszała.  No i po wystrzałach przyszedł czas na najgorsze ;  ZEJŚCIE  !!  Rękami, obiektywem długim i krótkim na zmianę a także resztką uzębienia wbijając to wszystko w lód usiłowałem zejść a raczej ześlizgnąć się z tej wielkiej kupy zwanej czasami Kopcem. Na koniec zastosowałem starą metodę znakomitego radzieckiego wspinacza niejakiego Maxima Dupazjezdnikowa.  Z obłędem w oczach zjechałem pod kurhan. Zastanawiałem się dlaczego w ten cholerny dzień nie można było zrobić to samo pod Kopcem. I doszedłem do jednego wniosku ; Kazimierz Dyrektor wysłał trunki wcześniej. No i jak by to było my na dole a flaszki na górze. Trzeba było się styrmać.
Wszystko zakończyło się znakomicie, tradycja dotrzymana, szampan wypity , race odstrzelone, życzenia złożone. Jesteśmy pierwsi w tym Narodzie którzy powitali NOWY LEPSZY 2011 rok !
I niech będzie Lepszy... czego Wam, sobie, i wszystkim znajomym i nieznajomym tego Bloga czyli zapisków fotoreportera - życzę  !!!!

Loch Camelot na Kopcu Kraka 31.12.2010 r.




























     

3 komentarze:

  1. Oryginalnego... jak to powitanie.
    Ale... z mniejszą ilością oblodzonych szlaków i zjazdów na tyłku. Życiowych oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ileż czystej radości w tych zdjęciach! Blisko stąd do francuskich surrealistów, cała opowieść mi ich przypomina - co bardzo mi poprawiło humor we wczorajszy wieczór.

    Lepszego... a nawet najlepszego życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. W Krakowie to sie bawią z fantazja!

    Dobrego - Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń